środa, 27 lipca 2011

Po wyjeździe- wrażenia Celiny

Tydzień w lesie za nami, a Celina zechciała podzielić się swoimi wrażeniami z tego wspaniałego czasu (wszelka pisownia oryginalna):


"Że nic za darmo nie ma...;p

Przedostatni tydzień lipca spędziliśmy w lesie ;D Myślę, że pomimo braku cywilizowanych warunków wszyscy bawili się wspaniale. Na samym początku ciut przerażające było to, że dziewczyny stanowią bardzo mała część obozowiczów, ale jak na tyle chłopów, to Ania radziła sobie z zachowaniem porządku genialnie, nic dziwnego, skoro na jej pidżamie widniał napis: „najlepszy prezes na świecie”;D Swoją obecnością, prócz KSMowiczów zaszczycili nas także lektorzy. Wszyscy się dobrze dogadywali, cichy spełniał swoje obowiązki, i nie tylko cichy. Kucharze byli świetni, a dziewczyny potrafiły znaleźć swoje miejsce ;) Mimo obaw, po fasolce nie było problemów, a sprytne kleszcze usuwała wyspecjalizowana kadra medyczna – Natalka.

Niech żałują ci, którzy nie pojechali z nami. Warto było przemęczyć się śpiąc na szyszkach, bez poduszki, nie mając bieżącej wody, moknąc od deszczu( choć pogoda w tym roku była bardzo dobra, w nocy padało i grzmiało szczególnie w poniedziałek, a rano Ania dostała smsa z Nieba: „ nie bójcie się, zostańcie na swoim miejscu”- to zostaliśmy do soboty ;D), nie śpiąc do 4 nad ranem-ostatniej nocy- ze strachu przed pastą do zębów lub kisielem na twarzy, całe szczęście najbardziej ucierpiały samochody, nie ludzie :)

Nocne burze nie zraziły nas jednak do dziennych kąpieli, każdy musiał spędzić w wodzie minimum 3 godziny, a czas leciał nieubłaganie. Nie brakło także sportów letnich: siatkówki plażowej i wodnej. Pływaliśmy również na kajakach i oczywiście obowiązkowo opalaliśmy się, część na pomoście, część podczas gry w piłkę, a plecy bolały...

Jak na każdym naszym wspólnym wyjeździe nie mogło zabraknąć codziennej Mszy św., czwartkowego czuwania, medytacji, drogi krzyżowej w piątek i spotkań.

Oczywiście, jak co roku odwiedzali nas goście: rodzina Ko_sika, Kasia z Magdą, Ania i Łukasz.

Niestety wcześniej musieli wyjechać: Natalka, Agnieszka (zapamiętamy! :D) i Łukasz, który uciekając zostawił lewego buta – dosłownie jak Kopciuszek ;P

Jak w lesie, to ognisko musiało być obowiązkowo, grill także, a oprócz makaronu, na który nie mogę już patrzeć były nawet kotlety mielone, jak oni to zrobili? Mam tylko nadzieję, że nie z biedronki...;)

Ogólnie rzecz ujmując, to ja z wami pojadę wszędzie, za rok możemy na koniec świata jechać;))

Dobrze, że jesteście! :* "

Już niedługo na blogu pojawią się inne relacje z wyjazdu oraz zdjęcia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz